czwartek, 30 lipca 2015

Znów w Polsce! Wrażenia z Chin cz. 1

Mój pobyt na stypendium w Kunmingu dobiegł końca. W ostatnich tygodniach sporo podróżowałem, był niezły chaos, internety też nie sprzyjały. Ale teraz, kiedy nie muszę korzystać już z vpn-a i mam nieograniczony dostęp do zachodniego internetu, wreszcie będę miał okazję bardziej regularnie coś skrobnąć na blogu. Póki co, 11-miesięczna przygoda aż prosi się o to, żeby ją podsumować. Po powrocie wiele wspomnień zaczyna mi się powoli układać w głowie w spójną całość, pojawiają się też pierwsze porównania na linii Europa-Azja. Najważniejsze doświadczenia i przemyślenia znalazły się w poniższej wyliczance.

1. Kuchnia

Nie można wyobrazić sobie Chin bez kuchni chińskiej. Przed wyjazdem do Chin słyszałem od starszych kolegów, którzy byli już w Azji, jak ważne jest jedzenie dla mieszkańców Państwa Środka, ile są w stanie o nim rozmawiać i jak ważną pozycję zajmuje ono w ich życiu. Z naszej perspektywy jest to często bardzo śmieszne i wydaje się po prostu głupie - w końcu ktoś, kto mówi i myśli głównie o jedzeniu, w naszej kulturze nie uchodziłby za osobę szczególnie głęboką i interesującą. Pobyt w Kunmingu przekonał mnie, że nie jest to mit: Chińczycy mogą godzinami mówić o jedzeniu i spełnia ono bardzo ważną rolę w ich życiu. Pomijając oczywiście funkcje biologiczne, posiłki wyznaczają rytm dnia, są okazją do spotkań z rodziną i znajomymi, dają dobrą okazję na tworzenie znajomości, wyświadczanie innym przysług i odwdzięczanie się. Chińskie posiłki trwają długo, w zasadzie nigdy nie są spożywane w samotności, są bardzo różnorodne i złożone z wielu dań. Kuchnia chińska jest niesamowicie bogata i jeśli ktoś zacznie się zagłębiać w ten świat, będzie musiał przestać się dziwić, jak Chińczycy mogą być tak płytcy i pozbawieni normalnych zainteresowań, że są w stanie tyle rozmawiać o jedzeniu.







2. Podróżowanie

W Chinach trochę na nowo odkryłem podróżowanie. Będąc w Polsce byłem raczej istotą osiadłą i nie ruszałem się za wiele z miejsca. Osoby, które poznałem na stypendium, zaraziły mnie jednak bakcylem podróżniczym. Jedna z moich współlokatorek przed Chinami jeździła stopem po Iranie, Rumunii i Turcji, mój najlepszy znajomy z Pakistanu był typem osoby nie mogącej wysiedzieć w miejscu, znajoma Litwinka wyjeżdżała zawsze, kiedy coś zaczynało jej się w życiu psuć i musiała od tego odpocząć. Wszystko to oczywiście wyjazdy bardzo studenckie, budżetowe, czasami praktycznie bez pieniędzy, polegając w dużym stopniu na dobrej woli ludzi napotkanych po drodze. I właśnie o to chodzi: wyjeżdżając, możemy zrewidować pewne swoje poglądy na świat i otaczających nas ludzi, i to chyba jest w podróżowaniu najcenniejsze. Wkrótce sam zacząłem jeździć stopem, i mimo, że dystansy które pokonałem nie są jeszcze imponujące, zdecydowanie będę robił wszystko, żeby co jakiś czas gdzieś wyjechać. Niekoniecznie daleko, niekoniecznie w imponujące miejsca, byle po prostu się ruszyć z domu i ze swojego miasta.





C.D. wkrótce :)



sobota, 4 lipca 2015

Pora deszczowa

W ciągu ostatniego miesiąca na dobre rozkręciła się pora deszczowa lato w mieście wiosny, trwające mniej więcej od marca do maja, skończyło się. Nie znaczy to, że nie zdarzają się już zupełnie pogodne i ciepłe dni, ale dominuje jednak mżawka, czasami przechodząca w trwającą dzień lub dwa ulewę. W zeszłym tygdogniu Kunming trochę  nawet podtopiło i miasto zostało sparaliżowane na jeden wieczór.

Z nadejściem pory deszczowej zbiegła się kiepska pora vpn-owa. W ciągu ostatnich tygodni odpowiedzenie na wiadomość na fejsbuku stało się zadaniem przekraczającym ludzkie możliwości. Nie mówiąc już o publikowaniu czegokolwiek na bloggerze. Na szczęście, wydaje się, że internety ostatnio znowu działają trochę lepiej.

Pewnie więc niedługo będe mógł znów zacząć pisać trochę więcej, a póki co, wrzucam inspirujące zdjęcie tapicerki w vanie, którym wczoraj jechaliśmy na koncert do Anningu.


sobota, 20 czerwca 2015

rzecz o chińskiej modzie

Chińczycy ubierają się, ogólnie rzecz biorąc, podobnie do nas. Są jednak pewne chińskie modowe trendy które mogą wywoływać zdziwienie. Nie wiem, czy wynika to z przyzwyczajenia do noszenia przez kilka dekad maoistowskich mundurków, ale faktem jest, że mieszkańcy Państwa Środka mają dziwną tendencję do noszenia kostiumów. Niekiedy są to ubrania bardzo przypominające piżamy, niekiedy rzeczywiście są to piżamy. Na moim osiedlu wyjście na spacer z psem bezpośrednio po wyjściu z łóżka nie należy do rzadkości.


Trend kostiumowy jest mocno związany z innym: umiłowaniem logo. Chińczycy, szczególnie młodsi, uwielbiają ubierać się w gotowe kostiumy w jednym lub dwóch kolorach (najczęściej czarny i biały), w których każda część ubrania ma na sobie logo. Najczęściej Nike, Adidasa albo Chanel. Oczywiście rzadko się zdarza, żeby któryś z takich ciuchów był oryginalny. Ale wygląda zachodnio i bogato, więc fejm się zgadza.

Czy ktoś w Polsce tak się ubiera? W Chinach w zasadzie wszyscy.

Chińczycy inaczej postrzegają też elegancję i przekłada się to na wzorce, które przejęli z zachodu. W bardzo wielu miejscach pracy strojem obowiązującym jest garnitur lub garsonka. Ludzi w ten sposób ubranych widuje się na ulicach naprawdę dużo. Co może nam się wydawać dziwne, często jeżdżą oni w takich strojach na motorach, rowerach lub e-bike'ach. Garniturów widać więc na ulicach sporo, ale za to mało kto nosi koszule - takie zwykłe, które u nas przywdziewa co drugi facet idąc do biura lub w niedzielę do kościoła.

Kolejnym dziwnym przyzwyczajeniem jest radzenie sobie z gorącem. Chińscy mężczyźni w ciepłe dni podwijają koszulki pod pachy, obnażając swoje mięśnie piwne. Nie jest to przyjemny widok i całe szczęście u nas nie zaobserwujemy takich zwyczajów.

Można też zauważyć, że bardzo niewiele młodych ludzi, szczególnie w porównaniu do naszego kraju, komunikuje swoim strojem przynależność do subkultur. Raz jeszcze - dominują marki. Po co wyglądać nieco inaczej, indywidualnie, skoro można wyglądać bogato.

Dla jasności, moje obserwacje zostały poczynione w Kunmingu. W Szanghaju dla przykładu, ludzie ubierają się bardziej zachodnio i przede wszystkim naprawdę dobrze wyglądają. 


poniedziałek, 8 czerwca 2015

rzecz o Japonii

Nasza nauczycielka w trakcie zajęć bardzo często w ramach przykładów użycia słówek bądź konstrukcji gramatycznych wspomina o znanych postaciach, filmach, książkach i tym podobnych. Problem w tym, że podobnie jak wszyscy inni Chińczycy, zna ona nazwiska i tytuły w zasadzie wyłącznie w ich chińskich transkrypcjach. Dla przykładu, Chopin to Siaobang (Xiaobang), Madam Curie to Dźuli njuszy (Juli nvshi), a Kopernik to Gebajni (Gebaini). Często więc zachodzimy w głowę o co jej chodzi, podczas gdy ona próbuje nam tłumaczyć, że na pewno znamy ten film/książkę/pisarza/piosenkarkę itp itd.

Dzisiaj było podobnie, kiedy próbowała nam wytłumaczyć kim jest Marguerite Duras. Tutaj natrafiła jednak na większą przeszkodę, bo my (ja i Rosjanin) nie mieliśmy absolutnie pojęcia o kogo może chodzić. Jak się okazało, Pani Marguerite jest słynną pisarką, autorką m. in. Hiroshima mon amour, powieści, na podstawie której powstał dość znany film. Jak twierdziła uparcie pani Jiang, w Chinach jest ona niesamowicie popularna i to skandal że jej nie znamy. Cóż, może ma to po prostu coś wspólnego z naszą płcią (jak się dziś okazało, Rosjanin jest oddanym fanem Sapkowskiego).

Ale nie o tym. Zorientowałem się, o jakie dzieło chodzi, dopiero, gdy wytłumaczyła nam dokładnie znaczenie tytułu powieści. Po chińsku brzmi on w wolnym tłumaczeniu "Miłość w Hiroshimie". Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że Chińczycy odczytują znaki japońskie według własnych odczytań. W ten sposób Hiroshima staje się Guangdao, czyli Szeroką Wyspą. Tak też dopiero gdy Jiangowa powiedziała, że chodzi o miasto od tej bomby atomowej, udało mi się skojarzyć tytuł filmu i sprawa się rozwiązała. 

Załączam mały słowniczek fonetyczny japońskich miejsc, nazwisk i pojęć po chińsku:
Tokio - Dungdźing (wschodnia stolica)
Kioto - Dźingdu 
Kurosawa - Hej Dzeming
sumo - śiangphu
sushi - szołsy
Yoko Ono - Śiaoje Jangdzi
Nagasaki - Czhangći
Sapporo - Dżahuang

Kolejna japońska historia z ostatnich dni:


Tabliczka z tyłu e-bike'a: Japończycy i psy, nie zbliżać sie! Co ciekawe, napisana częściowo po japońsku -.-
Podpatrzone przed kościołem katolickim ;)

czwartek, 4 czerwca 2015

rzecz o starości w Chinach i w Polsce

Jedną z największych różnic między Polską i Chinami (a nie ma ich wcale tak wiele jak się kiedyś spodziewałem) jest tryb życia osób w podeszłym wieku. W naszej ojczyźnie osoby starsze poświęcają wiele czasu na opiekę nad wnukami, pracę w ogrodzie, wydaje mi się także, że prowadzą raczej siedzący tryb życia, często oglądają telewizję, raczej nie uprawiają sportu. Emerytura traktowana jest u nas jako czas zasłużonego odpoczynku. W Chinach jest zupełnie odwrotnie: po przejściu na emeryturę ma się czas na to wszystko, czego wcześniej nie można było robić z uwagi na presję w szkole i pracy.

Starsze panie tańczące na Kunmińskiej politechnice

Nie sposób wymienić wszystkich zajęć chińskich seniorów. Dzień zaczyna się dla nich bardzo wcześnie, już o 6 rano wychodzą na ulice miasta. Na mnie robią wrażenie szczególnie tańce uliczne (guǎngchǎng wǔ, 广场舞), mimo, że trochę wyśmiewane przez młodszych Chińczyków, a przez niektórych nawet krytykowane za hałasowanie. W tańcach takich biorą udział głównie panie po 50-ce, ale czasami też młodsze, zdarza się niekiedy też zauważyć panów. W repertuarze znajdziemy chiński pop inspirowany tradycyjną muzyką. W najważniejszych parkach można spotkać tańczące zespoły prawie przez cały dzień, ale na osiedlach najczęściej tańce organizowane są dwa razy dziennie: ok. 10 rano i 7 wieczorem.


Trochę bardziej profesjonalne tańce na festiwalu muzycznym w Kunmingu (zdjęcia z grudnia)



Aktywności seniorów można by wymieniać bez końca. Począwszy od tradycyjnych, czyli uprawianie taichi, gra w szachy, karty, majianga i go, poprzez typowe sporty jak badminton i ping pong, kończąc na naprawdę dziwnych przypadkach takich jak żonglowanie kręglami czy jazda na rolkach. Jeśli jest na świecie coś, czym można się zająć, z pewnością znalazła się już taka chińska babcia która się tego podjęła. Zaznaczę też, że z takim chińskim dziadkiem w ping ponga czy badmintona nie ma się co mierzyć, bo najprawdopodobniej jest w lepszej formie niż my będziemy kiedykolwiek.

Młodzież też jest aktywna i dużo czasu spędza na świeżym powietrzu, ale widoczne jest to głównie w kampusach uczelni. No i ten fakt nie jest dla nas aż taki szokujący, w końcu w Polsce młodzi ludzie też są dość aktywni, mimo, że już pewnie nie aż tak jak kilka dekad temu. To, co wyprawiają osoby starsze, dla nas może być naprawdę szokiem. Być może przyzwyczajenie seniorów do aktywnego trybu życia, razem z mądrością tradycyjnej chińskiej medycyny, tłumaczy poniekąd fakt, że nawet w najgorszych latach Wielkiego Skoku i Rewolucji Kulturalnej średnia długość życia w Chinach była bardzo wysoka, szczególnie w porównaniu do innych państw trzeciego świata podobnie cierpiących na głód i biedę. Jednak kilka tysięcy lat cywilizacji robi różnicę...

Mam nadzieję, że na starość będę w stanie prowadzić podobnie aktywny tryb życia jak Chińczycy ;)



środa, 3 czerwca 2015

being laid-back in Kunming

People in my district are just the definition of being laid-back. Walking around in pyjamas all day, parking their cars wherever they want to, dancing to loud music in the evenings. But that thing I spotted today just by the main alley was just realness.


On the other hand, excessive laidbackness can get you into trouble even in Kunming. Today my teacher told me, that her neighbours lost their 2 yo kid while just playing in the district. It's been 5 days and the kid is still missing. Really sad and disturbing. Couple of months ago I saw a kid walking around alone on the big intersection... Westerners sometimes are too strict when it comes to taking care of their children, but the Chinese sometimes are doing it wrong too...

wtorek, 2 czerwca 2015

Weibo - mikroblogi

Już od dłuższego czasu myślałem o założeniu chińskiego mikrobloga. Nie chciałem sobie jednak dokładać kolejnej strony do odświeżania, tym bardziej, że obecnie głównym medium społecznościowym w Chinach nie są już mikroblogi, a Weixin. 

W końcu jednak nauczycielka, która często opowiada nam o problemach politycznych współczesnych Chin, przekonała mnie do założenia konta na Sina Weibo, najpopularniejszym i największym z portalów mikroblogowych, odpowiedniku Twittera. Dzisiaj opublikowałem tam swojego pierwszego posta, pisząc oczywiście o jedzeniu ;) Na mikroblogach pojawiają się często tematy dotyczące społeczeństwa i polityki, trzeba jednak uważać, bo za przekroczenie granic cenzury można dostać bana, a w skrajnych przypadkach do naszych drzwi mogą zapukać przedstawiciele instytucji z którymi raczej nie chcielibyśmy mieć do czynienia. 

Większość Chińczyków nie ma jednak takich problemów. Jak wiemy, ich zainteresowania rzadko wykraczają poza jedzonko, nowinki iphonowe i romantyczne bzdety. Przy tworzeniu konta Weibo dla wygody nowego użytkownika sugeruje zainteresowania, na podstawie których polecane są nam konta do zaobserwowania. Wybór jest niewielki i wiele nam mówi o tym, co zajmuje mieszkańców Państwa Środka :)

Podsumowanie zainteresowań współczesnych Chińczyków i Chinek. Znajdziemy militaria, nieruchomości, finanse, "zdjęcia zwierzątek" i oczywiście jedzonko. Próżno szukać kultury (nie ma nawet filmu), polityki, zdrowia.