Mój pobyt na stypendium w Kunmingu dobiegł końca. W ostatnich tygodniach sporo podróżowałem, był niezły chaos, internety też nie sprzyjały. Ale teraz, kiedy nie muszę korzystać już z vpn-a i mam nieograniczony dostęp do zachodniego internetu, wreszcie będę miał okazję bardziej regularnie coś skrobnąć na blogu. Póki co, 11-miesięczna przygoda aż prosi się o to, żeby ją podsumować. Po powrocie wiele wspomnień zaczyna mi się powoli układać w głowie w spójną całość, pojawiają się też pierwsze porównania na linii Europa-Azja. Najważniejsze doświadczenia i przemyślenia znalazły się w poniższej wyliczance.
1. Kuchnia
Nie można wyobrazić sobie Chin bez kuchni chińskiej. Przed wyjazdem do Chin słyszałem od starszych kolegów, którzy byli już w Azji, jak ważne jest jedzenie dla mieszkańców Państwa Środka, ile są w stanie o nim rozmawiać i jak ważną pozycję zajmuje ono w ich życiu. Z naszej perspektywy jest to często bardzo śmieszne i wydaje się po prostu głupie - w końcu ktoś, kto mówi i myśli głównie o jedzeniu, w naszej kulturze nie uchodziłby za osobę szczególnie głęboką i interesującą. Pobyt w Kunmingu przekonał mnie, że nie jest to mit: Chińczycy mogą godzinami mówić o jedzeniu i spełnia ono bardzo ważną rolę w ich życiu. Pomijając oczywiście funkcje biologiczne, posiłki wyznaczają rytm dnia, są okazją do spotkań z rodziną i znajomymi, dają dobrą okazję na tworzenie znajomości, wyświadczanie innym przysług i odwdzięczanie się. Chińskie posiłki trwają długo, w zasadzie nigdy nie są spożywane w samotności, są bardzo różnorodne i złożone z wielu dań. Kuchnia chińska jest niesamowicie bogata i jeśli ktoś zacznie się zagłębiać w ten świat, będzie musiał przestać się dziwić, jak Chińczycy mogą być tak płytcy i pozbawieni normalnych zainteresowań, że są w stanie tyle rozmawiać o jedzeniu.
2. Podróżowanie
W Chinach trochę na nowo odkryłem podróżowanie. Będąc w Polsce byłem raczej istotą osiadłą i nie ruszałem się za wiele z miejsca. Osoby, które poznałem na stypendium, zaraziły mnie jednak bakcylem podróżniczym. Jedna z moich współlokatorek przed Chinami jeździła stopem po Iranie, Rumunii i Turcji, mój najlepszy znajomy z Pakistanu był typem osoby nie mogącej wysiedzieć w miejscu, znajoma Litwinka wyjeżdżała zawsze, kiedy coś zaczynało jej się w życiu psuć i musiała od tego odpocząć. Wszystko to oczywiście wyjazdy bardzo studenckie, budżetowe, czasami praktycznie bez pieniędzy, polegając w dużym stopniu na dobrej woli ludzi napotkanych po drodze. I właśnie o to chodzi: wyjeżdżając, możemy zrewidować pewne swoje poglądy na świat i otaczających nas ludzi, i to chyba jest w podróżowaniu najcenniejsze. Wkrótce sam zacząłem jeździć stopem, i mimo, że dystansy które pokonałem nie są jeszcze imponujące, zdecydowanie będę robił wszystko, żeby co jakiś czas gdzieś wyjechać. Niekoniecznie daleko, niekoniecznie w imponujące miejsca, byle po prostu się ruszyć z domu i ze swojego miasta.
C.D. wkrótce :)